Etykiety

czwartek, 24 listopada 2011

Bezsenność w Kalabrii

Paradoks spędzania zimy na południu jest taki, że nigdy nie zmarzłam bardziej niż w zeszłym roku w Grecji, a w tym we Włoszech... Różnica pomiędzy naszym rodzimym marznięciem a śródziemnomorskim marznięciem polega na tym, że u nas ręce odmrażają się na dworze, a tu w mieszkaniu. Do momentu zachodu słońca nad Etną przesiadujemy więc na balkonach, jeśli nie nad samym morzem, bo na zewnątrz jest cieplutko, a potem ubieramy się we wszystkie bluzy i swetry, jakie mamy, owijamy się w koce, pijemy nalewki, bierzemy gorące prysznice, zużywając nieprzyzwoitą ilość prądu na grzanie wody, a na koniec idziemy tańczyć. Wracamy o 6 nad ranem, a o 8.55 wybiegamy pędem z domu, żeby zdążyć na 9 na zajęcia. Nasze włoskie profesoressy bardzo nie lubią, lub wręcz nie tolerują spóźnień, co jest dosyć nietypowe, zwłaszcza po doświadczeniu trybu studiów w Grecji. Tam przez pierwsze tygodnie popełniałyśmy kardynalny błąd przychodzenia na zajęcia punktualnie (czyli w granicach kwadransa) i za każdym razem napotykałyśmy pustkę i głuszę. Po pół godzinie powoli zaczynali nadchodzić studenci, a po kolejnych 10 minutach czasem nawet zjawiał się profesor. Ale nie tu. Gisella, która prowadzi wszystkie moje poranne zajęcia, spóźnialskich nie wpuszcza. Zatem o godzinie 8.55 rano moje odczucia co do góry, na której mieszkam, są całkiem odmienne od tych, którymi ją powitałam, ponieważ szczęśliwym zrządzeniem losu szkoła mieści się niżej niż mój dom. W związku z tym wraz z moją współlokatorką, Magdą, zbiegamy pędem codziennie rano w dół, po drodze wspomagając się jeszcze ruchomymi schodami, które zajmują jedną z ulic (tak, tak) i tylko dzięki tej różnicy wysokości zdążamy na czas. Myślałyśmy też w związku z tym o turlaniu. Na miejscu, w szkole, wyciągam z torby sweter, kurtkę i szal i owijam się szczelnie tym wszystkim po to, by zdjąć to na powrót po wyjściu. Marznięcie odbywa się więc nieco na opak.

W roli centralnego ogrzewania wystąpiło ostatnio sirocco. Przyniosło powietrze tak gorące, że otworzyłyśmy na oścież wszystkie balkony ogrzewając tym samym wnętrze mieszkania i susząc mokre od kilku dni pranie. Sirocco daje uczucie znalezienia się nagle w oku cyklonu. W niczym nie przypomina swojej greckiej, wyspiarskiej, orzeźwiającej wersji. A może to tylko kwestia pory roku. Niebo staje się szare jak asfalt, palmy gną się do ziemi, z całej okolicy dochodzą odgłosy mebli przewracających się na balkonach, a przede wszystkim panuje dziwny niepokojący nastrój niepozwalający ani na moment zasnąć. Leżąc w łóżku, zwłaszcza w budynku położonym tak wysoko jak nasz, i w mieszkaniu zajmującym całe jego jedno piętro, czułam się całą noc jak w łódce w samym środku sztormu. Na szczęście taki żywioł trwa krótko i po dwóch dniach następuje cisza tak przejmująca i głęboka, że znów ciężko jest przez nią zasnąć...

Szkoda zresztą tracić tu czas na sen.

1 komentarz:

  1. Ciekawe te rozne (akademickie) zwyczaje czasowe, na UCL regularnie 1/3 grupy przychodzi po kwadransie, czasem jedna-dwie osoby w polowie zajec, ale tutaj nie ma czegos takiego jak przerwy czy godzina lekcyjna. Zajecia trwaja normalnie 2 pelne godziny i jesli ktos ma jedne zajecia po drugich, to musi po prostu biec czesto do innego budynku od razu po zakonczeniu poprzednich, dlatego tez pewnie nikt nie zwraca szczegolnej uwagi na spoznienia. Takie to angielskie obyczaje. A z mieszkaniami tu jest podobnie, tzn. jest wszedzie centralne z termostatem, ale wiele osob nie ogrzewa mieszkan, bo drogo, no a sciany i okna takie jakby to bylo wszystko z kartonu. Pewnie niektorzy tez ogrzewaja sie w klubach ;-) Sami Anglicy "od malenkosci" uczeni sa biegania jesienia i zima w t-shirtach, wiec zima przejmuja sie glownie imigranci z cieplejszych miejsc. Niezaleznie od pory roku dziewczyny chodza tu w krotkich spodniczkach/spodenkach, co czyni z Londynu miasto bardzo estetyczne.. bo wbrew opinii o otylosci Anglikow, okolice uniwersytetu i ogolnie centrum po prostu ciesza oczy.

    Swoja droga, mysle, ze warto by bylo napisac taka antropologiczna ksiazke o "marznieciu na opak" , jak to celnie nazwalas ;> to tak jak dzielenie kultur na te, gdzie gosc przychodzi ogrzac sie przy kominku/palenisku, i te, gdzie przychodzi schronic sie w cieniu/murach od upalu...

    Czy oprocz niepokoju, sirocco przynioslo na Sycylie szalenstwo Berberow? Podobno dziala tak jak halny i inne cieple wiatry, budzac w ludziach demony. Ale to pewnie bierze sie wlasnie z tego niepokoju (w wersji goralskiej konczy sie np. ciupaga w plecach meza).

    PS Nie odpisalas na moj poprzedni komentarz, czuje sie niepocieszony!

    OdpowiedzUsuń