Szliśmy
nierówną asfaltowaną drogą coraz wyżej i wyżej. Za sobą, w dole, zostawiliśmy
miasteczko Ejali i przystań, w której cumują kutry i łodzie. Każda z nich nosi
imię świętego lub kobiety. Święty jest lepszym patronem, bo można zabrać go z
przystani ze sobą. Kobieta zaklina jedynie zza koronkowych firanek, spoglądając
przez okno z cienia kuchni, rozświetlana tylko prześlizgującymi się przez
wąskie szpary w okiennicach pasmami parzącego słońca. Morze, moja pani,
rzuciłbym się bez namysłu w twoje fale, gdybym tak dobrze cię nie znał, mówi
greckie wyspiarskie przysłowie.
Trudno to zrozumieć latem, gdy to morze
wydaje się mieszanką rozcieńczonych farb wodnych w odcieniach kobaltu, turkusu
i ultramaryny, płynnie przechodzących jedna w drugą, nierozdzielnych, ale
niepołączonych w jednostajny niebieski. Zanurzyć się, zachłysnąć, dotknąć
kamienistego, kolącego dna i wypłynąć, nie patrzeć w powierzchnię wody, bo
oślepia jak lustro, oblizać sól z ust i jeszcze raz dać się pochłonąć, to natrętna
myśl, jedyne obezwładniające pragnienie, gdy stoi się na brzegu wysuszonym,
wypalonym jak starożytna skorupa i patrzy wokół. I niczym innym one nie są, te
wyspy, jak nierównymi, grudowatymi, popękanymi skorupami, rozrzuconymi w
lazurze, który liże ich brzegi.
Wspinaliśmy się na porowate
ściany jednej z tych skorup. Gdzieś w dole po lewej szczekał pies. Ktoś
podjechał zdezelowaną furgonetką pod niedokończony dom i wysiadł. Szliśmy wyżej.
Droga była pusta, nikt nas nie spotkał, ani my nikogo. Weekend już minął, więc
większość ludzi, którzy w piątek przypłynęli na Amorgos wraz z nami wieczornym
promem z Naksos, musiała tam wrócić. Na wyspie pozostali starcy, turyści, we
wrześniu już nieliczni, i mgła. Wspięliśmy się do położonej na zboczu wioski i
przysiedliśmy na kamiennym murku. Dawały się słyszeć jedynie dźwięki remontu z jakiegoś
domku, piłowanie, wiercenie i okazjonalne pokrzykiwania. Kto w tym opuszczonym
miejscu będzie mieszkał, zamyśliłam się. Mimo zupełnego opustoszenia, wioska
nie była ani trochę zaniedbana. Murki niedawno pomalowano na szaro i biało,
płatki pnącego się wszędzie różowego kwiecia zamieciono z wąskich
uliczek-chodników, jedyne drzewo pośrodku placyku wielkości trzech kroków
wzdłuż i wszerz – przycięto. Wreszcie pojawił się człowiek. Chuda kobieta w
wytartym kolorowym dresie szła z tego samego kierunku, co my. W torbie niosła
wielki, rumiany bochen chleba ze spękaną skórką. Już od dłuższego czasu nie
mogliśmy znaleźć tu dobrego chleba, więc nie odrywając oczu od bochna,
powiedziałam do mojego towarzysza, zobacz, jaki piękny chleb. Twarz kobiety
cała się zaśmiała, ukazując szczerby po szóstkach. Tu w sklepie na dole dostałam,
obok przystani, odpowiedziała mi po polsku, nie zatrzymując się. Poszła dalej,
ugięta lekko na prawo pod ciężarem foliowej torby z zakupami. Pewnie ten bochen
tak jej ciążył. Albo przeszłość.
Właściciel pensjonatu w zatoczce
nie był zaskoczony naszą narodowością. Ciągle Polacy do mnie przyjeżdżają,
powiedział. Nigdzie indziej na wyspie nie, a do mnie w każdym sezonie. Po
drugiej stronie zatoki, w przystani, hotel na hotelu, ale Polacy tylko do mnie.
Nie wiem, dlaczego, ale miło mi was gościć. Na balkonie macie krzak bazylii,
jedzcie ją, bo się zmarnuje. Jakbyście czegoś potrzebowali, dzwońcie, bo w
poniedziałek wracam na Naksos. Poza bazylią nie potrzebowaliśmy niczego.
Upajaliśmy się jej orzeźwiającym zapachem zmieszanym z dymem ze spiralki na
moskity. Spiralka działała, jeśli trzymało się stopy tuż przy niej, jak zimną
nocą przy kominku, żeby przeżyć. Potem upojenie, nie tylko bazyliowe, pozwalało
nam nie czuć już kolejnych ukąszeń. Z pergoli nad naszymi głowami zwieszały się
dionizyjsko dojrzałe i nabrzmiałe kiście winogron. Też się zmarnują, pomyślałam,
rozdeptując bosą stopą jedno gronko na ciepłej, mimo wieczoru, podłodze balkonu.
Wszyscy w poniedziałek wrócą na Naksos.
Ładne! Ty tak częściej jakoś - do szuflady, a może gdzieś publicznie, o czym nie wiem? Bo masz "to coś" :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Do szuflady i tu; publicznie tylko cudze piszę, to znaczy tłumaczę.
Usuń23 year-old Programmer Analyst II Nikolas McFall, hailing from Clifford enjoys watching movies like Americano and Cosplaying. Took a trip to Palmeral of Elche and drives a Ford GT40 Prototype. zobacz strone
OdpowiedzUsuń